Always late

Saturday, December 8, 2012

Ponoć mam problemy z punktualnością. Ja nigdy nie uważałam tego za problem, ale znajomi narzekają.
Pamiętam jak jeszcze w liceum umówiłam się z koleżankami przed wejściem do metra celem wspólnego pojechania na imprezę sylwestrową. Zimno było niemiłosiernie, a kreacje sylwestrowe - wiadomo - do najcieplejszych nie należą. Koleżanki nauczone doświadczeniem (czyli moim codziennym spóźnianiem się do szkoły i na wszelkie umówione spotkania) i chcąc uniknąć czekania w kieckach w zimny wieczór umówiły się na 18:00. Mi zaś powiedziały, że na 17:00. Cwane. Pech chciał, że ten jeden jedyny raz byłam punktualnie... Bitą godzinę czekałam w sukieneczce, cienkich rajstopkach i pantoflach na mrozie! Jaki z tego morał? Jeżeli już się spóźniacie to konsekwentnie - zawsze i wszędzie ;)

Ostatnio miałam wizytę u lekarza na punkt (słowo-klucz) 9:00. Pani z rejestracji specjalnie zaznaczyła, że trzeba być punktualnie. Ja i spóźnienie?? Nigdy w życiu! ;) Specjalnie więc wzięłam dzień wolny w pracy i wstałam o jakiejś barbarzyńskiej porze. I byłoby się udało, gdyby po drodze nie spotkały mnie same nieszczęścia: a to korek, a to szlaban zepsuty, a to wypadek. Wbiegłam do przychodni spóźniona - ot 15 minut, nie ma dramatu. Pobiegłam na piętro do gabinetu 114, a tam zamknięte. Co do (cenzura) - nie czekali?? Pobiegłam na dół. W rejestracji dowiedziałam się, że 114 ma inna rejestrację, w budynku obok, na 3 piętrze... Pobiegłam więc, w głowie układając plan, że będzie na kogo winę zrzucić - wszak od 9:00 czekałam pod drzwiami, później ta cała biegania po piętrach i tak się zeszło. Jakbym to dobrze rozegrała to jeszcze by mnie przeprosili ;) Wreszcie dopadłam dedykowaną rejestrację, powiedziałam co i jak (że na 9:00, że czekam, że biegam), przedstawiłam się... Nastała cisza. Pani z rejestracji spojrzała na mnie, następnie na monitor, potem znowu na mnie i rzekła: "na 9:00, ale jutro".

Jak widać mi punktualność (czy to godzina czy dzień) nie jest pisana. Tyle dobrego, że dzień miałam wolny to i czas na zdjęcia był.








Kurtka (jacket): Camaieu
Bluzka z baskinką (peplum blouse): Mohito
Pasek (belt): Mohito
Spodnie (pants): DKNY
Kalosze (wellies): Decathlon
Torebka (bag): Lacoste
Szalik (scarf): Mohito
Kapelusz (hut): H&M
Naszyjnik (necklace): Promod
Bransoletki (bracelets): H&M and no name
Zegarek (watch): DKNY

10 comments:

  1. heheh to tak jak u mnie z nierozgarnięciem :) piękna baskinka i wskakuj w kolorowe rajstopki do tej tutaj bluzeczki jak znalazł :)

    ReplyDelete
  2. Fantastyczny zestaw, kolor baskinki przepiękny, a kapelusik uroczy;)

    ReplyDelete
  3. Love ur jeans



    New post on :
    Http://Fashioneiric.blogspot.com

    Coline.

    ReplyDelete
  4. Haha a myślałam, że to ja mam problemy z punktualnością;)
    Bluzka jest przepiękna, a złote dodatki idealnie podkreślają jej przepiękny odcień!

    ReplyDelete
  5. I love the peplum top =)

    ReplyDelete
  6. Na Twoje pytania odpowiedziałam pod komentarzami, jednak napisze również tu, będzie łatwiej;)
    Pelerynkę kupiłam jakiś miesiąc temu na Allegro, jednak była to aukcja jednorazowa, osoby prywatnej, więc niestety musisz szukać, ostatnio widziałam jakąś podobną w dziale 'poncza';)
    Sweterek zaś kupowałam już dość dawno, więc nie pamiętam dokładnie, zapewne był to któryś z secondhandów na Puławskiej, tam najczęściej się zaopatruję;) Pozdrawiam!

    ReplyDelete
  7. Piękna bluzka, zarówno pod względem baskinkowego kroju, jak i koloru :)

    Pozdr,
    VinciaXS.blogspot.com

    ReplyDelete