Wreszcie uporałam się z pierwszą turą zdjęć z Fuerty i tym samym mogę podzielić się z Wami fotorelacją. Będzie ona dość obszerna, ale to chyba normalne, gdy chce się w miarę wiernie pokazać jakieś miejsce. W kolejnych dniach będę dzielić się z Wami stylizacjami fotografowanymi w pięknej scenerii wyspy, a dziś sama wyspa oraz hotel, w którym się zatrzymaliśmy. My zdecydowaliśmy się na R2 Rio Calma - 4,5 gwiazdkowy hotel zlokalizowany nieopodal północnego wjazdu do miasta Costa Calma, ok 15 minut spacerem do centrum. To położenie miało duży plus w postaci niczym nie zakłóconej ciszy w okolicy oraz typowych dla wyspy widoków po wyjściu z hotelu. Co mam na myśli pisząc "widoki typowe dla Fuerty"? Pustynie. Ogromne połacie wyżynnych terenów pokrytych piachem, kamieniami i pozostałościami lawy. W zasadzie cała wyspa, poza rozsianymi z rzadka dzikimi 'oazami' oraz gdzieniegdzie prowadzonymi przez człowieka uprawami aloesu, tak wygląda.
Fuerteventura to specyficzne miejsce, w którym praktycznie nic nie ma. Nie licząc stolicy z lotniskiem, kilku dość małych miasteczek w głębi lądu oraz kilku większych miast wybudowanych w typowo turystycznych celach, na Fuercie w zasadzie nic się nie dzieje. Niemniej jednak nie jest to wada, a przynajmniej nie dla mnie. Ciężko jest znaleźć miejsce w bądź co bądź europejskim (więc bezpiecznym) kraju, w którym możemy jechać samochodem przez prawie 2 godziny i nie mijać dosłownie nic - miast, budynków, ludzi. Kiedy po ponad godzinnej jeździe z lotniska do hotelu (po drodze mijaliśmy jedynie powulkaniczne góry i wyżyny) dotarliśmy do hotelu położonego na środku niczego, byłam mocno zdziwiona. Gdy okazało się, że w hotelu nie ma internetu (z punktu internetowego przy recepcji w zasadzie nie dało się korzystać, gdyż szybkość łącza nie była nawet ślamazarna) byłam przerażona. Co można robić przez tydzień w takich warunkach, w miejscu gdzie pozornie nic nie ma, nawet internetu?? Już następnego dnia okazało się, że atrakcji jest sporo. W samym hotelu nie sposób się nudzić - są baseny (niektore też podgrzewane), sztuczna laguna ze słoną wodą, spa, siłownia, aerobik, aquaaerobik, squasch, siatkówka, koszykówka, golf i sama nie wiem co jeszcze. Poza basenami oraz spa nie korzystałam z niczego - wierzcie lub nie, ale nie było na to czasu. Każdego dnia wstawaliśmy na wschód słońca, następnie było śniadanie (pyszne), ok 3 godzinki plażowania, a po południu jeździliśmy zwiedzać wyspę. Wypożyczyliśmy Fiata 500, którym zwiedziliśmy wszystkie miejsca wskazane w przewodniku - czarną plażę i jaskinie w Ajuy, ogromne plaże Sotavento, Półwysep Jandia, miasto Betancuria, wydmy w Corralejo i wiele innych miejsc, o których w przewodniku nie było mowy. Całkiem sporo jak na wyspę, o której wielu powie Wam, że do zwiedzania nie ma na niej nic - są jednak niesamowite widoki, niczym niezmącona cisza, mała ilość turystów (w każdym razie w grudniu), spora ilość surferów oraz kajciarzy i oczywiście wiatr, dużo wiatru. Mnie Fuerta przypomina trochę Hawaje, a konkretnie Big Island, na której byłam kilka lat temu. Ta przestrzeń, spokój, cisza, a także brak internetu, stwarzają idealne warunki do wypoczynku. W ciągu tygodnia spędzonego tam zapomniałam o całym świecie. W przyszłym roku na pewno będę chciała to powtórzyć.
Mam nadzieję, że Fuertaventura zachwyci Was tak samo jak mnie - miłego oglądania!
nic tylko pozazdrościć;)
ReplyDeleteprzepiękne zdjęcia!
ReplyDeleteto na tle pomarańczowego nieba to mój faworyt!
mam nadzieje Kochana ze napiszesz cos wiecej :) bo uwielbiam czytac o pieknych miejscach na swiecie :D
ReplyDeletesliczne fotki i czekam na wiecej :D
Jestem zachwycona i zazdroszczę Ci tego wypadu i tych wspomnień. I tych zdjęć. Aha, i figury;-)
ReplyDeletefantastyczne zdjęcia! cudowne! naprawdę jedna z lepszych fotorelacji jakie widziałam :)
ReplyDeletePrzepiękne zdjęcia, piękne miejsce :-)
ReplyDeletehttp://jeanettegloves.blogspot.com/
cudownie kochana - zazdroszczę :)
ReplyDeletePozdrawiam serdecznie
Zocha
Aleeeee super !!!
ReplyDeleteAlice