W sezonie jesienno-zimowym ćwiekami nabite było wszystko - buty, kurtki, czapki, a nawet staniki), a skóra noszona była bez względu na okazje. Jestem pewna, że elementy te (zwłaszcza skóra) jeszcze długo nas nie opuszczą, ale w sezonie wiosennym powoli ustępują miejsca geometrii, bieli (i czerni z bielą) oraz wyraźnym wzorom. Powiem szczerze, że cieszy mnie nadchodząca zmiana. Lubię rockowe ciuchy - skórzany płaszcz nosiłam przez całe liceum, pierwsze skórzane spodnie kupiłam na długo zanim stały się modne, a lateksowe legginsy z dzisiejszego posta dostałam w prezencie 3 lata temu. Jednak, gdy co druga mijana na ulicy dziewczyna ubrana jest w ćwieki od stóp po czubek głowy, niczym fanka metalu lub punka, których nigdy nie słuchała i słuchała nie będzie, zaczyna to być nieautentyczną przesadą. Skórze i ćwiekom mówię tak, ale z umiarem. Chyba, że jest się fanem gatunku. Oczywiście moda powinna czerpać z subkultur, ale w formie ubrania, a nie przebrania. Dlatego nigdy nie zobaczycie tu bluzki z rottweilerem, pitbullem czy innym wilkiem. Zostawiam je dla zawodników MMA ;)
Dziś stylizacja z pogranicza starego i nowego, łącząca odchodzącą ćwiekową przesadę z nadchodzącą geometrią.
Kurtka (jacket): ASOS
Legginsy (leggins): Armani Exchange
Bluzka (blouse): Bershka
Czapka, szalik, rękawiczki (cap, scarf, gloves): H&M
Buty (boots): ZARA
Okulary (glasses): Dolce&Gabbana
Kolczyki (earrings): Red Rubin
Zegarek (watch): Lacoste
Bransoletka (bracelet): Mohito
A jako wisienka na torcie, dla wszystkich fanów ćwieków, trochę "mrocznej" muzyki z dobrym tekstem. As a icing on the cake a piece of great dark music.