Pages

Wednesday, November 21, 2012

Clinique redness solutions review

Długo nie mogłam znaleźć kosmetyków dla siebie. Chociaż będąc uczciwą muszę przyznać, że szczególnie zawzięcie ich nie szukałam. Przez wiele lat moja codzienna 'pielęgnacja' sprowadzała się do stosowania przypadkowego toniku i kremu nivea (o moim fanatycznym wręcz uwielbieniu dla kremu nivea już wspominałam). Po części był to wynik lenistwa, ale przede wszystkim reagowania swędzącym zaczerwienieniem - zagadką nie do rozwikłania dla dermatologów - na jakikolwiek inny kosmetyk. A próbowałam wielu - od przeciętnych, tanich polkich marek jak Ziaja czy Kolastyna, poprzez apteczne Eucerin (koszmar!), Avene (może być, czasami nadal używam), czy Vichy, aż do wysokopółkowych jak Diore czy Lancome. O dziwo na te ostatnie moja cera ragowała wręcz histerycznie - chyba są dla mnie zbyt perfumowane. I tak też zawsze wracałam do sprawdzonego, niezawodnego i nieodłącznego kremu Nivea. Do dziś mam do niego ogromny sentyment i lubię mieć go w torebce, tak just in case ;) A gdyby wycofano go ze sprzedaży to chyba bym się zapłakała. Ale nie o kremie Nivea miała być mowa.

Około pół roku temu dostałam zestaw do pielęgnacji Clinique. Miałam już wcześniej kontakt z kosmetykami pielęgnacyjnymi tej firmy w postaci osławionych 3 kroków i, krótko mówiąc, szału nie było. Tym razem padło na redness solutions, jako że skłonność do zaczerwienień to mój główny problem. Pierwszy dzień po zastosowaniu był STRASZNY - buzia mnie piekła, policzki miałam całe czerwone. Już dawno nie zareagowałam na krem AŻ tak. Mając jednak na uwadze, że prezent był kosztowny, postanowiłam sprobować poużywać przez tydzień (teraz, jak o tym myślę, to '"torturowanie" twarzy z powodu ceny wydaje się średnim pomysłem) z nadzieją, że nastąpi cud boski i zwrot o 180 stopni. Po 3 dniach, ku mojemu ogromnemu zdziwieniu, cud i zwrot nastąpiły. Buzia się uspokoiła, przestała swędzieć, a zaczerwienienia zniknęły. Oczywiście mówię o nowych zaczerwienienach spowodowanych przez krem. I tak od czerwca br, stosuję serię redness Clinique'a. Myślę, że z powodzeniem. Buzię mam ładnie nawilżoną, bez nowych czerownych lub / i przesuszonych "placków" (co wcześniej było normą). Zdarzają się popękane naczynka tu i ów. No i nieodłączny mój rumieniec, gdy mi zimno, gorąco, stresuję się lub denerwuję - ale na to chyba żadna seria nie pomoże.

Zatem jak wygląda moja (poranna) pielęgnacja?

Krok 1 - soothing cleanser Delikatny krem do mycia twarzy. Ma bardzo przyjemny i nienarzucający się zapach. Krem do mycia delikatnie nawilża i nie podrażnia. Daje uczucie świeżości.

Krok 2 - daily relief cream Beztłuszczowy, kojący. Delikatnie nawilża i delikatnie pachnie. Nie wiem czy "poprawia kondycję skóry i zmniejsza widoczność popękanych naczynek", ale na pewno nie pogarasza stanu skóry. To czego mi w nim brakuje to większej dawki nawilżania. Dlatego też od dwa razy w tygodniu używam kremu nawilżającego Avene. A wieczorem lubię zrobić nawilżającą maseczkę i używam odżywczej serii Iwostin (kolejna seria, na którą nie mam uczulenia), ale o tym innym razem).

Krok 3 - daily protective base spf 15
Zielonkawa baza pod podkład, która niewluje zaczerwieniania. Jest beztłuszczowa i zawiera filtry chroniące przed szkodliwym działaniem słońca. Co w niej lubię? To że rzeczywiście koryguje czerowne policzki (lekko je wybielając) i super współgra z podkładem z tej serii. Czego w niej nie lubię? Zapachu - jest brzydszy niż kremu do mycia i kremu do twarzy - oraz tego, że nie współgra tak dobrze z niektórymi podkładami innych firm. A sprawdzałam na wielu. Na szczęście z Clinique działa bdb! :)

Krok 4 - make up spf 15 Podkład naprawdę dobry. Według producenta dla skóry suchej, normalnej i mieszanej - ja mam suche policzki, raczej tłusty nos i normalne czoło - sprawdza się. Podkład ma filtr spf 15. Lubię w nim to, że ładnie kryje, ale dobrze stapia się ze skórą. Zdecydowanie lepiej działa nałożony na bazę od kompletu niż bez niej. W duecie trzyma się na twrzarzy w zasadzie przez cały dzień i, co najważniejsze, jeżeli znika to równomiernie. Miałam już podkłady, które znikały plackami i wygląda to tragicznie (a numer taki wywynął mi nawet Mac sculpt...). No i oczywiście przykrywa rumieniec. Na co trzeba zwracać uwagę to kolor - o ile 01 jest lekko żółty, to 02 wpada w delikatny róż (sic!) i chociaż nie ma dramatu, to jednak osoby skłonne do zaczerwienień powinny unikać różowych tonów. A, i najlepiej nakładać do flat topem, a później ewentualnie "powciskać" gąbką lub dłonią, aby się ładnie wtopił.

Makijaż wykonany przy użyciu tego podkładu: (kilk)

Krok 5 - Instant relief mineral pressed powder Mój puder nr 1. W ogóle faworyt całej serii. Kosmetyk ma wręcz szaleńczo żółty kolor - w pierwszej chwili można się przerazić. Jedak właśnie dzięki temu niweluje wszystkie zaczerwienienia, naczynka i rumieńce. Spełnia swoje zadanie w 100%. Dodatkowo współgra z każdym podkładem, którego używałam - od najtańszych po drogie - i "wyciąga" je wszytskie, eliminując różowe tony. Dodatkowo ma śliczne opakowanie, którego nie wstyd wyjąć z torebki i z którego nic się nie wysypuje. Wieczko może służyć za lusterko, ale lusterko właściwe mamy wewnątrz. W środku jest też pędzelek, który co prawda nie jest najlepszym pędzlem do pudru w historii make up'u, ale do poprawek w ciągu dnia pasuje. Uwielbiam w tym pudrze wszystko! Jest też wersja sypka, której nie próbowałam - zakładam, że efekt jest taki sam, ale oobawiam się, że transport w torebce przy wersji sypkiej może skończyć się różnie...

And last but not least...
Krok ostatni - 7 day scrub Delikatny pilling do twarzy. Oczyszcza, ale nie podrażnia delikatnej skóry twarzy. Ma dość gęstą konsystencję, więc nie spływa z twarzy. Po spłukaniu cera jest delikatna i miękka. Ale to cecha każdego pillingu, więc nie ma co go zbytnio zachwalać. Jest OK, ale z całej serii chyba najgorszy. Używam go raz w tygodniu - codzienne pillingowanie to jak dla mnie przesada. Po użyciu lubię jeszcze nałożyć maseczkę, zupełnie przypadkową, zwykle nawilżającą i przeciwzmarszczkową.

Kosmetyki clinique są niestety dość drogie. Na szczęście wydajne. Opinie o nich (też o serii redness) czytałam różne. Ja uważam, że warto ich wypróbować. Polecam jednak w zestawie - wtedy ich działanie jest najlepsze, co widać po parze: baza i podkład. A może ktoś ma podobne problemy do moich i może coś polecić na Suche, czerwieniące się poliki, ze skłonnością do pękających naczynek i reakcji alergicznej na kosmetyki. I jeszcze opis producenta do przeczytania na stronie: (kilk)


2 comments:

  1. Krem zdecydowanie zmniejsza zaczerwienienia po dłuższym czasie stosowania.
    Sama używam tych kosmetyków :) Jestem z nich bardzo zadowolona(najbardziej z kremu i bazy)
    Mam też puder w kamieniu własnie jestem w trakcie drugiego opakowania, ale stosuje go bardzo rzadko raz na miesiąc, a czasami nawet rzadziej zastępuje go pudrem w kamieniu z innej firmy. Mam lekki zapas, ale wydaje mi się że 3 opakowanie nie doczeka się wykorzystania przez bardzo, bardzo długi czas ;( I trafi do kosmetyczki z porzuconymi kosmetykami.

    ReplyDelete